W nagrodę tzw suweren będzie tyrał do emerytury aż skończy 67 lat kobieta i 70 lat mężczyzna.Skończy się raj podatkowy i kwota wolna 30 000.Skończy się 500+ 13,14.Skończy się coroczna waloryzacja emerytur o 200 zł,skończy się bezrobocie 5% będzie zapewne dwucyfrowe.Inflacja też będzie dwucyfrowa.No i przybędą wreszcie magistrowie i docenci pontonowi dzieiątkami tysięcy
Przypominamy, że do wygrania są podwójne karnety na turniej Polish Masters oraz zestawy kibica Athletic Bilbao (koszulka, bluza, szalik). Nasz mail: kontakt@weszlo.pl, w tytule należy wpisać KONKURS. Czekamy do piątku. Start turnieju we Wrocławiu – już w najbliższą sobotę. Oto pierwsza część wybranych przez nas prac (wszystkich
Albo zaproponujcie referendum. Zróbcie cokolwiek, ale dajcie powód, by Wam wierzyć, że chodzi Wam o "dobrą zmianę", a nie tylko o "zmianę". Marszałek Piłsudski powiedział kiedyś o Polakach: "Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy". Mam dwie prośby w nawiązaniu do słów Marszałka. 1.
@mmigalski @KrzysztofBrejza Józef Piłsudski: Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy - cały czas aktualne. 24 Dec 2021
Nowy wspaniały świat wykazuje pewne podobieństwa do dwóch polskich powieści - Miasto światłości (1924) i Podróż poślubna pana Hamiltona (1928), które napisał Mieczysław Smolarski. Polak zarzucał Huxleyowi plagiat, jednak ten nigdy mu nie odpowiedział. Nowy Wspaniały Świat w kulturze masowej
Utwierdza mnie w tym nie tylko napaść na Ukrainę, ale też różne drobne epizody". dusza jaką Piłsudski postawił Polakom "Naród wspaniały, tylko ludzie ku" w sensie - Rosja jako
. Tytuł ten, bedący powszechnie znanym cytatem, lepiej będzie, gdy zostanie niedokończony. A i autora na pewno znacie. Nic nie poradzę na to, że od dziecka uwielbiam wojskowy sznyt, broń na ramię, werble i czapki rogatywki. Polska symbolika bazuje na kolorze, na muzyce, na pozytywnych, wzniosłych symbolach. Zawsze się wzruszam oglądając defilady i filmy historyczne. Moją idolką nie jest Emilia Plater, a sama nigdy nie należałam do harcerstwa jednak czuję dumę patrząc na to, co mamy, o co walczyliśmy i w jaki sposób to robiliśmy. Mamy bardzo ciekawą i jednocześnie trudną historię, dzięki której możemy wiele się nauczyć, choć sprawa ta jest nam świadomie (lub nie) utrudniana. W polskich szkołach podawane są „suche” fakty historyczne i szczęście miał ten, kto trafił na nauczyciela potrafiącego zainteresować dzieciaka przeszłością jego kraju. Mnie się udało, historię jako przedmiot szkolny uwielbiałam, a będąc dorosłą obywatelką patrzę na nią jako siłę produkcyjną wzorców, zarówno tych dobrych jak i tych karygodnych zachowań. Kolejno stają do apelu poległych powstańcy styczniowi, listopadowi, śląscy i wielkopolscy, chłopi Kościuszki, legioniści Napoleona, konfederaci barscy, obrońcy Warszawy z 1920 roku, Ci, którzy ginęli na frontach wschodnim, zachodnim w wojnach światowych, błękitna armia Hallera, polegli w walce z reżimem faszystowskim i stalinowskim... Ten korowód zaczyna się w momencie rozdarcia szat przez Rejtana na sejmowym progu, a jego koniec na razie nie jest znany. Nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Za to potrafimy skakać po zgliszczach przodków. Każdy przebłysk wolności okupiony jest odpowiednim komentarzem. Bo Piłsudski ideałem człowieka nie był, bo uciekł się do zamachu stanu i tak dalej. Zgodni jesteśmy tylko w dwóch momentach – „bolszewika bij, bij, bij” i „Hitler kaputt”. Nasze polskie pojmowanie wolności z reguły godził zewnętrzny dyktator. I tak do dziś - dowodem prześmiewcze leady w gazetach na temat, czy winna była sosna i że to o jeden samolot za mało. Nam, Polakom, wydaje się, że tylko obecnie jesteśmy niezgodni co do pojmowania niepodległości państwa. Bzdura. Chłop chciał jeść, pan chciał do polityki. Kobiety chciały do szkół, mężczyźni chcieli kobiet do garów. Na szczęście nie wszyscy, gdyż jako jedne z pierwszych w Europie uzyskałyśmy czynne i bierne prawo wyborcze. Sam marszałek Piłsudski zauważył naszą rodzimą niezgodę i potrafił kwitować ją znanymi dla siebie, dosadnymi stwierdzeniami. W moim mniemaniu i tak mamy lepiej, niż wiek temu, gdyż współcześnie wywodząc się z biednego chłopstwa mamy jakiekolwiek możliwości, by w stanie tym nie pozostać do śmierci. W dniu święta odzyskania niepodległości życzę nam wszystkim, byśmy nie potrzebowali pomocy „z zewnątrz” do tworzenia spójnej siły i wielkiej siły, którą stanowi polski naród i byśmy słuchali zawsze jednej wersji pieśni „Boże, coś Polskę…”. Fragment obrazu "Rejtan - upadek Polski" autorstwa Jana Matejki.
Dzisiejszy dzień jest idealny do pewnych rozważań na tematy życia doczesnego, a wieczności. Ja w wieczność wierzę, ale nie patrzę się na nią w formie takiej jak widzi przykładowo ogół Kościoła Katolickiego, chociaż wychowałem się w nim. Mam swoją wiarę i uważam, że "nie ważne w co wierzysz - Koran, Torę, Biblię... bądź dobrym człowiekiem, a wszystko co złe zniknie". No to czym jest pojęcie dobrego człowieka? Czym jest przeżycie właściwie swego czasu na Ziemii? Pytanie trudne, ale odpowiedź dla mnie jest to dość prosta, chociaż wielu stwierdzi, że lakoniczna: Żyj według swoich zasad, niekoniecznie wchodząc na czyjeś poletko, chyba, że ta osoba weszła na Twoje. Jedno odstępstwo od tej zasady - mierz siły na zamiary i sprawdzaj czy wróg "nie spali" Twoich mostów i "nie zadepcze dróg" w Twoim życiu. Dość proste podejście, prawda? Ten post też napisałem z innego względu - kiedy mam wolną chwilę staram się pomóc ludziom, szczególnie tym "małym", poprzez różnego rodzaju akcje i później wszędzie "spamuje" nimi. Przykładowo: Dlaczego o tym piszę? Nie po to by się pochwalić, ale dlatego, że dużo ludzi ogląda mój blog i może włączą się w akcję. A po drugie i tu będę brutalnie szczery - Piłsudski miał rację, bo niektórzy ludzie to kurwy straszne. Staram się unikać tutaj wulgaryzmów, ale jak określić ludzi z jednego dużego serwisu, którzy po wrzuceniu linku do akcji wypisują "bóg tak chciał" albo "nie życzę Tobie byś dał dziecku na imię Alan"? Ja rozumiem co to jest czarny humor, co to jest sarkazm, ironia, ale w tym miejscu to jest naprawdę nie na miejscu. Dla mnie to świadczy o kompletnym nietakcie, a nawet powiem skrajnie... o skrajnym zidioceniu, bo żadna mądra osoba nie napiszę takich zdań, a na pewno nie w takiej formie. Myślę, że dziś jest wyjątkowy dzień, ale pozostańmy wszyscy wyjątkowi też w powszednie dni. Jeśli zaś ktoś chce być jak wskazane wyżej postacie z cytatów - proszę bardzo, ma każdy do tego prawo. Tylko niech mają świadomość, że dla mnie są śmieciami społeczeństwa i nie zasługują na nic więcej jak tylko pogardę... Dlaczego tak piszę? Bo tym są własne zasady...
Często mawia się, że w piekle przy kotle z Polakami niepotrzebny jest diabeł. W naszym polskim kotle, jakby ktoś tylko chciał się wychylić lub wydostać, to reszta natychmiast ściągnie go z powrotem na dół. Diabeł może odpocząć, Polacy sami się nawzajem powykańczają. Niewątpliwie coś w tym trzeba zrobić, aby skłócić ze sobą Polaków? Nic. Absolutnie nic nie trzeba robić. Polacy zawsze sami sobie znajdą powód do sprzedawane na stacji? Jedni są za, drudzy absolutnie przeciw i już jest "dobry" powód do kłótni. Drzewo na osiedlu? Jedni są za, drudzy są przeciw i już jest powód do kłótni. Drzewo, ławka, hot-dog, sprzęt do ćwiczeń w parku, pies załatwiający się na trawnik - wszystko, dosłownie wszystko może wywołać w gronie Polaków awanturę i każdy, dosłownie każdy, powód jest dobry, aby pokłócić się, skłócić i niemal wywołać wojnę domową. Homoseksualizm? To już jest w ogóle temat-zapalnik. Kiedyś, jak jeszcze pracowałam, to w pokoju zeszło na temat gejów i lesbijek. Jedna dziewczyna była całkowicie za, popierała parady itp. Druga dziewczyna była absolutnie przeciw: wszystkich pedałów by rozstrzelała, powiesiła, potopiła i co kto chce. Wybuchła taka awantura, że nawet "cześć" przestały sobie mówić. Przez gejów. Czy naprawdę nie ma żadnych opcji pośrednich? Czy musi być tak, że gejów albo się uwielbia, wielbi, całkowicie popiera i wpada w zachwyt nad nimi albo chce się ich rozstrzelać i usunąć z powierzchni ziemi? Nie ma nic pomiędzy? Może po prostu wystarczyłoby zaakceptować ich istnienie, ale bez wpadania w zachwyt nad homoseksualizmem i bez zbędnego roztrząsania, czy to normalnie czy nie. Dla mnie może to być nienormalne, a dla geja jego gejostwo może być normalne i ok. Nawet, jeśli ja osobiście nie rozumiem, jak może chłop spółkować z chłopem, to nie znaczy, że będę z tego powodu kogokolwiek prześladować, wyśmiewać czy napiętnować. Ja nie rozumiem i nie uważam tego za normę, ale dla kogoś może być to normalne i niech sobie będzie. Niech każdy żyje, jak chce, jeśli nikogo tym nie krzywdzi. Trochę śmieszy mnie, gdy ktoś mówi, że geje zagrażają polskim katolickim rodzinom. Niby w jaki sposób? Uwodzą mężów czy co? Słaba chyba ta polska katolicka rodzina, jeżeli nawet gej jej - temat rzeka. Kiedy zaczęliśmy nosić maseczki, to do głowy mi nie przyszło, że są tacy, którym to przeszkadza i traktują noszenie kawałka materiału na twarzy jako zamach na ich wolność. Co ma wolność do noszenia maseczki? To może niech od razu chodzą nago, bo ogólnie ubieranie się odbiera wolność. Np. majtki - no kto to słyszał? Nie pozwalają miejscom intymnym swobodnie oddychać, a w dodatku niektóre wrzynają się w skórę. Zamach na wolność jak nic! Tylko niewolnik nosi kawałek materiału na dupie, wolny człowiek pozwala dupie swobodnie oddychać. Jak oni w ogóle skorelowali zwykłą maseczkę z niewolą czy totalitaryzmem? Jaką pokrętną logiką doszli do wnioski, że maseczka to zamach na ich wolność? Tego chyba nawet sami antymaseczkowcy nie wiedzą. Po prostu kolejny dobry powód do gównoburzy i do robienia na przekór. Polak uwielbia robić na przekór, nawet jeśli coś jest dla niego dobre. Każdy powód jest dobry do walki o wolność - nawet, jeżeli nikt tej wolności nie czemu ludziom aż tak przeszkadzają te maseczki i aż tak się przeciwko nim buntują? Przecież maseczka to nie jest nic złego. Ja mam nadzieję, że maseczki z nami już zostaną, również po epidemii. Jeżeli coś niewielkim kosztem pomaga ograniczać transmisję wirusów i bakterii przenoszonych drogą kropelkową, to jest to dobre i powinno zostać na problem leży w tym, że maseczki wprawdzie w pewnym stopniu pomagają chronić siebie przed zarażeniem, ale głównie pomagają chronić innych przed noszącym i jego wyziewami. Może o to właśnie chodzi? Polak to egoista i nie ma zamiaru myśleć o innych. Wręcz przeciwnie: "jak ja jestem chory, to niech inni też będą, czemu mają mieć lepiej i być zdrowi, wolni od wirusa?". Gdyby maseczki chroniły w 100% osobę noszącą, a otoczenia już nie, to Polacy bardzo chętnie by je nosili. Może to jest rozumowanie typu: "o, jak ja mam koronę, to niech sąsiad, ekspedientka i ta gruba baba w autobusie też mają! A co!". Podłe, ale takie typowo i wszczynanie awantur o byle co - najbardziej charakterystyczna polska cecha. W Japonii noszą maseczki od lat i nikomu to nie przeszkadza. Ale Polak to nie Japończyk: nad Polakiem trzeba stać z batem i kijem, bo inaczej będzie robić pod siebie, jeżeli ktoś wprowadzi zakaz sikania w majtki. Polak musi mieć nakaz prawny i groźbę wysokiej kary, w przeciwnym razie w życiu nie pomyśli o kimś innym niż on Polak z krwi i kości ma szablę w dłoni zawsze gotową do ataku. Prawdziwego Polaka atakują wszyscy: kobiety domagające się prawa do aborcji, właściciele psów, bezrobotni, zwolennicy eutanazji, LGBT, innowiercy, ekolodzy, socjaliści, lewacy, bezdzietni. Prawdziwego Polaka atakują maseczkami, przyłbicami, rękawiczkami, mydłem, środkami antybakteryjnymi, jak również hot-dogami na stacji, zakazem jazdy pod wpływem alkoholu, pasami bezpieczeństwa, ograniczeniem prędkości, nakazem jazdy rowerem po ścieżce rowerowej, czerwonymi światłami na pasach, zakazem palenia papierosów w miejscach publicznych, kodeksem pracy i ogólnie wszystkimi przepisami prawnymi, które nakazują uwzględnianie obecności innych ludzi w przestrzeni siedzę sobie na dworcu na ławce czekając na autobus, a tu nagle przysiada się jakaś baba i zaczyna obok mnie palić papierosa. Myślę sobie: jakie to typowo polskie. Czysty egoizm, skupienie tylko na sobie. To, że obok ktoś siedzi - nieważne; to, że prawo zabrania palenia na dworcach poza wyznaczonymi miejscami - nieważne. Jej się chce palić i będzie palić, a resztę ma gdzieś. Nie obchodzi jej, czy to komuś przeszkadza czy nie. Ważne, żeby jej było wygodnie. Ona jest ważna, reszta jest nieważna. Miałam podobne sytuacje na przystankach miejskich, ale to było przed zakazem palenia, choć i tak zawsze mnie takie samolubne zachowania irytowały. Samolubne i typowo polskie. Prawdziwy Polak z krwi i kości: samolubny, egoistyczny, skupiony tylko na sobie i czubku własnego nosa, narzucający innym swój światopogląd, kłótliwy, jeszcze w dodatku kapuś, donosiciel, denuncjator. W szkole nauczyciel coś przeoczy, że się ktoś spóźnił, że ściąga, że ktoś wcześniej wyszedł, że przepisał pracę domową - ale "życzliwy" kolega lub koleżanka nigdy nie przeoczy i zawsze na tę osobę doniesie. W pracy jest tak samo. Koleżanka słabiej sobie radzi lub czegoś nie dopatrzyła, więc cyk! Zaraz się napisze jakiś donosik do szefa w mailu. To jest takie naprawdę typowo polskie. Też miałam taką sytuację, że lubiłam koleżankę z pokoju, gadałyśmy normalnie i w ogóle, aż pewnego dnia przypadkiem okazało się, że ona w mailu napisała bardzo długi donos na mnie chyba ze wszystkim, co możliwe: dałam jej do poprawy, ale chyba nie poprawiła, a jeśli już, to nie od razu. Tutaj popełniła błąd, a w innym miejscu też. Ona ma takie doświadczenie, a tutaj taki błąd popełniła!... itp. itd. Ale dla mnie na co dzień przemiła i przesympatyczna. Cóż, to Polska właśnie. Mogła chociaż nie udawać, że mnie lubi, skoro już pisała na mnie donosy, bo to naprawdę cywilizacja, nasze zasady - czyli właściwie jaka ta cywilizacja jest i jakie są jej zasady? Zasada egoizmu? Zasada prześladowania każdego, kto chociaż trochę odróżnia się od ogółu? Zasada narzucania kobiecie, że ma urodzić chore dziecko, bo tak i już? Zasada narzucania wszystkim, że mają się zrzucać na Kościół nawet, jeśli go nie popierają? To są te zasady tzw. "naszej" cywilizacji? Trochę smutne te "ich" zasady. Piszę "ich", bo na pewno nie są one moje.
Tak właśnie powiedział Marszałek Józef Piłsudski o swoich rodakach. W tym tygodniu cała Polska obchodziła najważniejsze święto państwowe - Święto Niepodległości. 11 listopada 1918 roku po czterech latach wyniszczającej wojny i po 123 latach niewoli na mapę świata powróciła niepodległa Polska. Nawet nie umiem sobie wyobrazić radości i nadziei jaką mieli w sercu wszyscy, którzy mimo tego, że nigdy nie żyli w wolnym kraju, kochali go i chcieli żeby był właśnie ich krajem. Kiedyś to był dla mnie zwykły dzień taki, że można było przesiedzieć go przed telewizorem i w spokoju się poobijać. Rodzice nie zabierali mnie na żadne obchody. Nie specjalnie też sama się interesowałam. W latach '90 wydaje mi się ludzie byli tak oszołomieni tym, że komuna się rozpadła, że z jednej strony dławili się wolnością a z drugiej nie wiedzieli jaki ma teraz być ich cel, komu się teraz nie podporządkowywać. Dla wielu ważniejsze stało się kupowanie wszystkiego co się pojawiało niż np. rozmowa o tym co jest ważne w życiu. Ja mimo, że od dziecka byłam wychowywana w duchu patriotycznym... nie czułam, że to święto radości. Jeszcze ten paskudny listopad. Zimno, buro i jeszcze bez śniegu który by to zamaskował. Z czasem jednak gdy coraz bardziej interesowałam się bieżącą polityką, momentem w historii w jakim przyszło mi żyć, zaczęłam doceniać ten dzień i cały sens tego święta. Na studiach historycznych z powodu natłoku faktów, opinii i milionów książek oraz skryptów do przeczytania łatwo wpaść w pułapkę nie przejmowania się tym co nie leży w zakresie naszych badań. Nie zajmuje się historią Polski w XVIII wieku więc upadek Rzeczypospolitej to coś co musiałam wykuć. Nie piszę również o XIX wieku, czyli powstania, które upadły też raczej nie są dla mnie zbyt fascynujące. Później I Wojna Światowa to też nie moje bajka naukowa. Mamy już II RP, wojnę o granicę, powstania śląskie itd. Przelana krew za Lwów i Wilno. Studiując na Instytucie Historycznym nie mam czasu często zastanawiać się tamtą sytuacją polityczną, społeczną o gospodarczej nie mówiąc... Choć i tak zapewne robiłam to częściej niż normalny zjadacz chleba nie mający nic wspólnego z historią. Dwudziestolecie między wojenne to wystarczający czas by powstała Polska, a Polacy zorganizowali sobie nowe wspaniałe życie z wielkim awanturami i niesnaskami na szczycie władzy. Tacy bohaterowie jak Piłsudski czy Dmowski nie umieli zapanować nad narodem, który potrafi się bić do ostatniej kropli krwi ale nie umie żyć ze sobą w zgodzie. Wybuch II Wojny Światowej, tutaj wielka konspiracja, Polacy nie poddają się i walczą. Powstanie Warszawskie, klęska i upadek nadziei. Utrata kresów, przesiedlenia na tzw. Ziemie Odzyskane. O i to jest to czym ja się zajmuje i na czym się znam. Ale już zaraz mamy nie ten sam kraj, który był przed wojną tylko Polską Republikę Ludową i budowanie nowej robotniczej rzeczywistości. I ci Polacy, oni w tym systemie muszą jakoś funkcjonować. Indywidualne wojenne tragedie przechodzą w nowy świat i rodzą nowe dramaty. Przecież nie wszyscy byli od razu opozycjonistami, przecież wiemy to, że nasi dziadkowie i nasze babki byli tak stłamszeni wojną, że nie chcieli protestować, chcieli mieć święty spokój i pełne garnki. Wielu z nadzieją poddawało się systemowi, który obiecywał przecież sprawiedliwość klasową. Gorliwsi angażowali się i budowali nową Polskę. I tak to trwało nieprzerwanie do '89. I nastała wyczekana demokracja, ruszył z kopyta kapitalizm i okazało się, że w marzeniach było piękniej, uczciwiej. A jest rzeczywistość, z którą nie wszyscy umieją walczyć. Nastąpiła transformacja systemu ale nie było transformacji Polaków. Tego nie można zapewnić odpowiednimi ustawami. I ja mam szczęście, żyć w tej właśnie nowej-starej wolnej Polsce. Wykończonej wojnami, powstaniami, kłótniami o to czyja prawda jest "mojsza", kto ma rację w sprawie Anglików, Niemców czy Ruskich, albo kto jest patriotą a kto nie. Przecież Ci milicjanci z PRL czuli się stróżami prawa, czuli, że robią coś dla ojczyzny. Przecież oczywiste jest że nie wszyscy mieli przodków w AK, tak samo jak nie każdy wspierał Solidarność. I ja właśnie za to dziękuje, że "Rok 1984" Orwella to dla mnie abstrakcja. Dlatego chcę się cieszyć 11 listopada, bo nie jestem wystawiana na próbę tego czy oddam życie za to by przyszłym pokoleniom było lepiej. Nikt mnie nie germanizuje na siłę, nikt mnie nie przesłuchuje na siłę, nikt nie ma prawa mnie bić ani też zabronić mi mieć swojego zdania. Mogę sama poznać prawdę, mogę jej szukać i weryfikować, mogę ogłosić swoje zdanie na temat wszystkiego o czym myślę. Mogę pić coca-colę i podróżować po świecie. Mogę pracować i nie muszę się nikomu spowiadać dlaczego chodzę w nocy sama. Mam szczęście i doceniam je. Tylko przez to boli mnie bardzo, gdy inni nie doceniają tego co mają i jeszcze swoje zdanie narzucają innym siłą nie słuchając argumentów drugiej strony. Nie podoba mi się to, że od kilku lat ten dzień, cudowny i wyjątkowy jest pretekstem do marszów nie radości tylko nienawiści. Do burd i awantur z policją. Nie zgadzam się na nazywanie patriotami ludzi, który krzyczą, że nie mają wolności ale chowają własną twarz. Jestem oburzona, gdy w moim kraju atakuje się ambasadę jakiegokolwiek innego kraju. Nie po to przez te wszystkie lata nasi przodkowie wylewali krew, żeby teraz chuliganie mówili jak ma być. Mogę się nie zgadzać z rządzącymi politykami, mogę uważać premiera z wszystkimi ministrami za bandę debili, mogę nie podzielać zdania prezydenta, ale nie mogę ich nie szanować. Bo oni wygrali w legalnych wyborach, są przedstawicielami Polaków i nie mogę się na to obrażać jak pięciolatek, za to, że dostał nie tego cukierka, którego chciał. My Polacy, gdy nie mamy z kim walczyć nie mamy umiemy się cieszyć spokojem, tylko organizujemy sobie coraz większe piekło, takie Polsko-Polskie. Wszyscy się znamy na piłce nożnej, historii i każdy z nas najlepiej wie, jak rządzić wielkim krajem. Wydaje nam się, że jak będziemy głośniej krzyczeć to nasz zdanie będzie ważniejsze i silniejsze. Miałam napisać prosty post o tym, że ja już wiem, że warto jest świętować Dzień Niepodległości, a wyszedł mi długi monolog, który może być różnie odebrany przez Was. Opublikuje go, choć może w najbliższym czasie napiszę rozwinięcie każdego paragrafu w osobnych postach, żeby wyjaśnić jakie jest moje zdanie. Wszystko co wiem.
W tytule posta pozwoliłem sobie użyć słów wypowiedzianych niegdyś rzekomo przez marszałka Piłsudskiego, bo też żaden cytat lepiej nie zobrazuje tego, co chcę przekazać tym tekstem. Choć pewnie mógłbym też użyć nieco bardziej nowoczesnych określeń w stylu "Cebulandia" bądź też "Polaczkowatość"... Zacznę jednak od początku - od kilku tygodni możemy w radiu usłyszeć niesamowicie przyjemny, popowy utwór, którego refren stanowi nieprzyzwoicie wbijający się w głowę i niechcący z niej przez długi czas wyjść hook. Muszę przyznać, że trochę opadła mi szczęka, gdy w końcu, po pewnym czasie zorientowałem się, że track ten wykonuje nie kto inny, jak nasza rodzima Margaret. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo też nie zwracałem wcześniej na nią jakiejś większej uwagi - ot, wyszedł jej zdecydowanie utwór "Thank You Very Much", któremu w sukcesie dopomógł też nieco na wyrost niegrzeczny teledysk, aczkolwiek późniejsze, choć również całkiem przyzwoite "Tell Me How Are Ya" furory już nie zrobiło. Dlatego też myślałem, że Małgorzatę Jamroży należy raczej stawiać w jednym rzędzie z innymi próbującymi śpiewać szafiarkami, których podstawowym zajęciem jest paradowanie w najnowszej kolekcji Hansa Klossa. Tymczasem Margaret wróciła z mocnym argumentem w postaci tracku "Wasted", którego pozytywne brzmienie nieodparcie kojarzyło mi się z przebojami Elizy Doolittle sprzed kilku lat. "Skinny Genes" czy "Pack Up" opierały się w końcu na podobnym motywie, łączącym klimaty retro z lekkim wydźwiękiem współczesnego popu. Żeby ustrzec się przed ewentualnymi komentarzami - nie mówię, że "Wasted" to arcydzieło na miarę "Stairway To Heaven" jednak w zalewie tandetnego polskiego popu, stworzenie dobrej radiowej piosenki, która nie wywołuje we mnie chęci rzucania radiem o ścianę, to naprawdę nie lada wyzwanie. Szybko powędrowałem więc na YouTube'a by zapoznać się z oficjalnym teledyskiem, przy okazji, jak to mam w zwyczaju, przeglądając również komentarze. Po chwili teledysk poszedł w odstawkę - komentarze sprawiły, że mina na długi czas mi zrzedła. Tu pora na krótkie wyjaśnienie - okazało się, o czym nie miałem pojęcia - że wspomniany przeze mnie hook, na który składa się proste i melodyjne "pa pa papara pa pa pa" wcale nie jest dziełem Margaret. Najbardziej znanym utworem, który go zawiera jest "Piosenka o sąsiedzie" Ireny Santor z 1968 roku, choć używała go również Shazza. Autorem muzyki jest natomiast jeszcze kto inny - mianowicie Rosjanin Borys Potiomkin. To oczywiście wystarczyło, by w komentarzach pod utworem wybuchł 'flame war', którego kilka przykładów przytoczę poniżej: Od razu zadałem sobie pytanie: "Czy ja mieszkam w kraju debili?". Mógłbym jeszcze przyjąć, że po prostu do klawiatur dorwała się tzw. gimbaza, niestety od czasu integracji YouTube'a z portalem Google+ dość łatwo zidentyfikować użytkowników, co uświadomiło mnie, że ponad połowa autorów tych komentarzy jest starsza ode mnie. Czy naprawdę pojęcia takie jak 'sampel', 'cover' czy 'wykorzystanie elementu utworu za zgodą prawną autora' są zupełnie nieznane? Nie uwierzę, że to zwykłe trollowanie, bo komentarzy w tym stylu jest od zatrzęsienia, a ja wybrałem tylko pierwsze z brzegu. Cholera, pomyślcie tylko, jak w takim razie musieli wku*wić się członkowie ABBY, jak Madonna splagiatowała ich w "Hung Up". Ile "sanofabiczy" musiało wyrwać się z ust Stinga i pozostałych członków The Police, gdy bezczelnego plagiatu dopuścił się Puff Daddy. Ba! Później tego samego dokonał jeszcze włoski zespół Karmah! Czy ktoś naprawdę jest w stanie uwierzyć, że Margaret wraz ze swoim zapewne sporym sztabem producenckim, bez pozwolenia użyła znany podkład muzyczny? Nie chcę nawet mówić o tym, że jedynym elementem, który się powtarza, jest właśnie to "pa pa papara pa pa pa", w związku z czym posądzenie o plagiat świadczy moim zdaniem o dość zaawansowanym upośledzeniu umysłowym oskarżyciela. Równie wkurzające jest nieustanne jęczenie, że Margaret śpiewa po angielsku - cholera, mówimy o dziewczynie, która ma jakieś tam ambicje na karierę poza granicami Polski, więc czego się tu czepiać? Tym bardziej, że jako jedna z niewielu ma naprawdę niezły akcent. Częste też jest przyczepianie się użytkowników do faktu, że teledysk to jedna wielka reklama - kurczę, chyba lepiej zrobić ciekawy klip, w którym dość zgrabnie zastosowano product placement, niż jechać po taniości i produkować shit, którego później nie da się nawet oglądać. Tym bardziej, że pomimo mojej nieznajomości kosmetyków, wikipedia zdradza, że akurat firma Revlon to raczej nie powód do wstydu. Wydaje mi się, że powód tych narzekań jest prosty - typowa dla naszego kraju zawiść i mówiąc kolokwialnie, "ból dupy" o to, że komuś coś wyszło. Zamiast cieszyć się z tego, że w końcu ktoś systematycznie produkuje typowo radiowy pop na dobrym, europejskim poziomie, czepiamy się wszystkiego, czego tylko możemy się czepić. Specjalnie dla Was, kochani komentatorzy z YouTube'a, przygotowałem więc wiersz, na modłę Piłsudskiego: "Taki los już tego kraju, że najmilsze są w nim trupy, może więc czas spojrzeć w lustro, miast obrabiać innym dupy." Pozostałym polecam natomiast przesłuchanie "Wasted" autorstwa Margaret, która w idealny sposób wykorzystała znany, klasyczny motyw i przeniosła go na nurt współczesnego popu.
naród wspaniały tylko ludzie koszulka